2011-10-24

"Niższa szkoła jazdy" Bajan Szyrianow

Za moich czasów – pierwszy raz używam tego sformułowania, brzmi koszmarnie – wielu polskich studentów podczas ciężkich sesji „leciało” na syropku albo tabletkach zwanych Tussipect. O ile dobrze się orientuję, to efedrynowe świństwo jest już teraz na receptę, więc nie cieszy się tak wielką popularnością, ale w związku z tym jestem pewien, że niewątpliwie znajdzie się znaczna grupa czytelników zachwyconych książką Bajana Szyrianowa o życiu na efce, a raczej tego życia smakowaniu, o narkotycznym ciągu i jego paskudnych konsekwencjach. „Niższa szkoła jazdy” jest jednak książką odpychającą i nieprzyjazną. Autor określił tak życie narkomana, natomiast ja użyję jego słów już na wstępie, starając się zniechęcić do lektury, bo to jej recenzja w pigułce – „To skrajnie monotonna rzecz”.

Co my tu mamy? Bohaterów niewiadomego pochodzenia takich jak Nawotno Stojeczko, Szentor Czerwic, Zoja Dżumowozzz, Kłoczked czy inne tego typu lingwistyczne ustrojstwa. Nie wiemy, z jakich środowisk pochodzą, co pchnęło ich w narkotyczne ramiona i co tak naprawdę próbują zatuszować, wstrzykując sobie w kable czyli żyły wspomnianą efedrynę, metkat, solutan czy stendhal. Nie o to zresztą Szyrianowowi chodzi. Zależy mu na oddaniu atmosfery samego ćpania, ukazaniu jego konsekwencji, pokazaniu mechanizmów działania narkotyków oraz tego, w jaki sposób od niewinnego zastrzyku przechodzi się do całej serii kłucia kabli, by zapewnić sobie przetrwanie, niezłą fazę, rozbudzić seksualne żądze i po prostu odlecieć.


Bohaterowie Szyrianowa kombinują recepty na efkę, mierzą, warzą, grzeją, odstawiają szereg rytuałów przed wbiciem trucizny w żyłę i przede wszystkim ładują się. „Ładowanie się – to nie jest zwykła zabawa, to zanurzenie się w nieznanych głębinach własnej psychiki, to podróż do świata, w którym jeszcze nie byłeś, świata zaskakującego i dziwnego, niepodobnego do niczego, co dotychczas widziałeś”. Tak można potraktować pisanie samego autora, który próbuje nas gdzieś tam zabrać, ale jakoś mu się to nie udaje, bo podczas lektury czuje się jedynie niesmak i zwyczajny smutek, myśląc o marnym losie jego bohaterów.


Kim jest według Szyrianowa narkoman? „Narkoman staje się narkomanem przez swoje dążenie do wolności. On nie rozumie, co to takiego, ale mu wmówiono, że wolność – to odlot”. Wszyscy czują się zatem wolni w tej dzikiej opowieści o narkotycznym zniewoleniu. Każdy pragnie tylko odlecieć, ewentualnie kogoś lub coś przelecieć, względnie jedno i drugie z nastawieniem na orgie i bełkotanie o niczym po zażyciu upragnionej dawki. Problem wydaje się być starannie nakreślany choćby przez to, że mamy tutaj narrację pierwszo-, drugo-, i trzecioosobową; ukazują się nam zatem różne punkty widzenia na pewne sprawy, a poza tym mamy świadomość, iż pisze to ktoś, kto co jakiś czas na trzeźwo i racjonalnie potrafi skomentować wyczyny swoich Siemarów-Zdracharów, Blimów Kołolejów i innych takich.


Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że jest to rzecz penetrująca środowisko, o jakim nie można się wypowiadać w innej niż zaproponowana stylistyce. Wiem, że wartość poznawcza tej książki może być nawet całkiem spora, ale to, co doskwiera najbardziej to monotonia, o której już wspomniałem. W trakcie lektury ma się wrażenie, iż w naszych żyłach płynie nie tylko efedryna, ale cała tablica Mendelejewa, skutecznie rozpraszając i uniemożliwiając skupienie. Zresztą, na czym się tu skupiać?


„Niższa szkoła jazdy” to taki angielski „Trainspotting”, niemiecki dworzec Zoo i „Ćpun” Burgessa w jednym. Zamknięci niczym w więzieniu młodzi mieszkańcy Moskwy, stwarzają sobie jeszcze dodatkowo swoje własne klatki. Uwięzieni tam, nie myślą już o niczym – ani o sobie, ani o innych. Ich degradacja jest tak ogromna, że nie sposób czytać tej książki ze spokojem. Problem polega jednak na tym, że dzieło to przepotwornie drażni i w gruncie rzeczy wcale nie jest przekonujące. Doświadczane przez bohaterów halucynacje, ciągłe kopulowanie, wypluwanie z siebie coraz to nowych wulgaryzmów i całkowity brak szacunku dla kogokolwiek czynią z nich papierowe, zaćpane marionetki, którym autor w zakończeniu jeszcze dodatkowo składa hołd.


Uważam, że literatura przybliżająca problematykę świata narkomanów jest potrzebna. Niepotrzebnie jednak robi się z niej swojego rodzaju manifesty. Czymś takim jest „Niższa szkoła jazdy”. Kilkoma mało wyrazistymi hasłami. Ot, wszystko.


Wydawnictwo "Krytyki Politycznej", 2011

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Tacy instruktorzy jak w www.albar.krakow.pl to skarb! Warto im zaufać.