2012-03-05

"Wyznanie" Roman Gren

Lubię „Linie Krajowe” Wydawnictwa Czarne. To seria, w której ukazały się książki błyskotliwe, mądre, bardzo wartościowe… i nasze, rodzime. Takie, które dają nadzieję na to, iż polska literatura współczesna niesie z sobą coś naprawdę ważnego. Książki Ignacego Karpowicza, Ewy Kujawskiej czy Justyny Bargielskiej to świetne świadectwo serii. Myślę, że również twórczość Romana Grena podniesie wartość tego, co ukazuje się w „Liniach Krajowych”.

Autora poznaliśmy przed rokiem, kiedy to ukazało się „Schronisko” – zbiór refleksyjnych reportaży z życia francuskich bezdomnych, który przede wszystkim wieloaspektowo przedstawiał samotność i różne jej oblicza. Autor w „Schronisku” skrył się za cudzymi biografiami. Tymczasem „Wyznanie” to książka niezwykle osobista, o czym świadczy chociażby jej tytuł. To także – jak „Schronisko” – szczuplutki wolumin, ale po raz kolejny Gren przekonuje, iż nie potrzeba wielu słów, by sugestywnie opowiadać. I tak się składa, że teraz także pisze o samotności. Tym razem własnej. O dziecięcej alienacji, dzięki której otaczający świat żyje specyficznie poetyckim życiem. O samotności dorastającego do wiedzy o sobie samym młodzieńca, któremu pewnej nocy siostra zadała pytanie, na jakie przez lata nie mógł sobie odpowiedzieć.


To pytanie o tożsamość i rozumienie tego, kim się jest. Pytanie o bycie Żydem. Autor opisuje swe dziecięce przerażenie. „Jakże mogę być Żydem, skoro Żydzi mają rogi i kopyta, i świński ogonek, skoro Żydzi przemykają w chałatach pod ścianami domów, szepcząc „sza! sza!” i ściskając w rękach sakiewki z pieniędzmi zdobytymi na lichwie?”. A jednak jest nim, chociaż tego do końca nie czuje. Dopiero po latach jest w stanie uchwycić moment, kiedy jego żydostwo stało się istotne dla dalszego rozwoju i postrzegania świata. „Wyznanie” bowiem to historia zgłębiania przeszłości, do której autor dopiero w dojrzałym wieku ma prawdziwy dostęp i wie, jak poruszać się pośród zdarzeń, osób i przedmiotów, które minęły.


Gren pyta o boskość i szuka tej boskości. Skarcony przez matkę, gdy spogląda urzeczony w święty obrazek, potem już niewiele będzie w stanie o Bogu powiedzieć. Jest i nie ma go przy nim. Z jednej strony o jego obecności świadczy cała żydowska obrzędowość, do której Gren powraca z sentymentem. Z drugiej jednak strony Stwórca jest nieobecny i w żaden sposób nie można się do niego zbliżyć. Zresztą jak tu zbliżyć się do Boga, kiedy koleżanka z podwórka syczy do ucha, że Żydzi ukrzyżowali Jezusa… Myślę, że autor pozwala sobie na dość późny kontakt z Absolutem, wskrzeszając wszystko to, czego kiedyś nie rozumiał, a co było drogą pewnych znaków. Cmentarz z jego mroczną symboliką. Dom Modlitwy, który chwilami przerażał, ale najczęściej jednak był miejscem dość obojętnym dla Grena. Dzień Zaprzysiężenia i krwawy rytuał, który z malca uczynił młodzieńca. W końcu postać ojca i barwni ludzie z bliższej oraz dalszej rodziny. Młody Gren jest jakby obok nich. Słucha, przypatruje się. Z tego wszystkiego próbuje wykrzesać odpowiedź na pytanie, kim był i kim jest teraz. Ożywi zmarłych, by wśród żywych znaleźć się po latach. Odnajdzie zaginione wspomnienia, by wraz z nimi pożeglować przez teraźniejsze życie, w którym trudno o znalezienie bezpiecznej przystani.


„Wyznanie” to książka o poczuciu inności. Takim, które początkowo ma charakter opresyjny, potem zaś zmienia się w narzędzie poznawania rzeczywistości. Dla Grena samo odstawanie od świata nie jest niczym niezwykłym. Niezwykłe jest raczej to, że świat nie udziela odpowiedzi na żadne z dręczących pytań. Robią to drobiazgi, zapisane po latach i zapamiętane jako niezwykłe. Noce spadających gwiazd. Kamienie, których nie chciała przyjąć ziemia. Kukułka w pożarze domu. Lekcja anatomii podczas nocnego wertowania ksiąg ojca. W zasadzie to od tego wszystkiego „Wyznanie” się zaczyna i ten początek ma chyba największą wartość, choćby z tego względu, iż to proza prawdziwego wzruszenia, która nie ociera się o banał, a po prostu zachwyca.


„Wyznanie” to także specyficzne wchodzenie w głąb samego siebie. Skoro brak jest jakichś szczególnych różnic w wyglądzie, to może o tym, że młody Gren jest Żydem, ma świadczyć jego wnętrze? Jeśli tak, co się tam naprawdę kryje? Proza ta jest i odrobinę mistyczna, i całkiem świadomie odrealniona. Tylko po to, by ukazać osobliwe związki między szarą codziennością a światem doznań wrażliwego umysłu, tak przecież otwartego i tak jednocześnie pozostawionego samemu sobie.


Powtórzę się - pisanie Romana Grena wzrusza i zastanawia. Nieważne, czy spod jego pióra wychodzą reportaże, czy też miniatury opowiadające o dzieciństwie. To pisarz przekonujący i wyrazisty. A to dla mnie najważniejsze. Jeśli ktoś nie poznał go przed rokiem, najwyższy czas, by teraz się to zmieniło.


Wydawnictwo Czarne, 2012

2 komentarze:

czas-odnaleziony pisze...

Nie poznalam, ale dorzucam do ksiazek do przeczytania :-).

Bazyl pisze...

Moje zdanie o "Schronisku" - TUTAJ. I chętnie po nowego Grena sięgnę.