2012-08-30

"Fiasko" Tomasz Mazur

Sceptycznie podchodzę do wszelkich poradników na rynku wydawniczym. Wychodzę z prostego założenia, że naszą osobowość kształtują tylko i wyłącznie doznania przeżyte w takim, a nie innym kształcie podczas naszego, a nie cudzego życia.

Książka Tomasza Mazura, rekomendowana na okładce przez profesor Magdalenę Środę, jest – jak wskazuje podtytuł – „Podręcznikiem nieudanej egzystencji”. Wszystko to oczywiście bardzo przewrotne. Sama konstrukcja owego podręcznika powoduje, iż nie można nie zauważyć, że narracja jest bardzo statyczna. Prawie doskonale przewidywalna, choć tak naprawdę kryjąca w sobie wiele zagadek. To opowieści niejakiego Tony’ego Kysto, który z wielką odwagą opowiada o bolączkach swego życia i czynnikach, jakie spowodowały, iż żyje w paśmie nieszczęść, niepowodzeń, wśród lęków i frustracji; wciąż niepewny siebie i wciąż uparcie pogrążający się w rozpaczy. Ten fikcyjny bohater zwraca uwagę na szereg procesów, odruchów i naszych reakcji umysłowych, które powodują, że pogłębiamy się w marazmie i poczuciu, iż nasze życie jest bez sensu. „Fiasko” szuka sensu tam, gdzie go nie widać, ale przede wszystkim inteligentnie manipuluje czytelnikiem, aby zwrócić uwagę przede wszystkim na to, iż życie niesie na co dzień wiele możliwości i zwyczajnie nie potrafimy ich wykorzystać. Dlaczego? Bo może wygodniej uznać, że mamy nieudane życie niż zrozumieć, jak bardzo wiele w tym życiu zależy od nas samych.

Narrator zakłada, iż kupujący i czytający „Fiasko” robi to, ponieważ się nie lubi. Czytanie tej książki ma być dla niego torturą, potęgującą przeświadczenie o tym, że żyjemy w najgorszym z możliwych światów i jedyne, co możemy zrobić, to przynajmniej z głową i umiejętnie schrzanić sobie do życie do końca. Przewrotny zabieg introdukcji z pewnością skusi do tego, by czytać dalej. A dalej jest już tylko trzynaście (co za pech liczbowy, taki jak życie) dowodów na to, iż bez większych problemów możemy sprowadzić się w dół i uznać egzystencję za jałową, nudną oraz całkowicie przewidywalną w swym smutku, zgorzknieniu i rozczarowaniu.

Warto przytoczyć tezy Tony’ego, bo temu wszystkiemu ulegamy na co dzień w większym lub mniejszym natężeniu. Jak się sprawnie i szybko zdołować? Trzeba się wziąć za rozpamiętywanie przeszłości i potaplać w tym, co było w niej koszmarne. Następnie należy zapomnieć o rozumie i całkowicie poddać się emocjom, które wykończą nas szybciej niż dziura ozonowa, zatrute środowisko czy nowotwory albo klęski żywiołowe. Co dalej? Koniecznie trzeba wziąć na siebie zbyt wiele zobowiązań i nie realizując ich w pełni, uznać się za pokonanego. Należy także stale wymagać od siebie zbyt wiele. To chyba najprostsze w dobie wyścigu szczurów na każdej płaszczyźnie, kiedy to już nawet studiowaniem człek się pocieszyć nie może, bo przecież obrona dyplomu powinna iść w parze z jakąś intratną posadką lub przynajmniej milionem ukończonych staży, podczas których orają nami na prawo i lewo, niczego nie płacąc.

Kysto snuje dalej rozważania o tym, jak destrukcyjne jest flirtowanie na każdej możliwej płaszczyźnie, kiedy to ulegamy wszelkim słabościom. Do emocji, o których była już mowa, w mieszance wybuchowej z wizją miejscówki szpitala psychiatrycznego, należy dołożyć poddawanie się lękom i gruntowanie w sobie przekonania, iż los wiecznie rzuca nam kłody pod nogi. Z tego już niedaleko do uświadomienia sobie, iż wszyscy czekają tylko na nasze potknięcia, bo przecież wszystko, co robimy jest niewiele warte; najlepiej umiemy to deprecjonować my sami. Do zestawu pogrążenia się w bezsensie życia dochodzi głębokie przekonanie o tym, że właśnie nic nie ma sensu, grzęźnięcie w wiecznych znakach zapytania i unikanie kompromisów w relacjach międzyludzkich, bo przecież „piekło to inni” i mamy z ludźmi walczyć, a nie się układać.

Ot, pokusiłem się o streszczenie dywagacji Tony’ego, ale nie popełniam grzechu śmiertelnego recenzenta. Bez obaw. Przeczytanie powyższych akapitów nie zepsuje przyjemności lektury. O ile można mówić o jakiejkolwiek przyjemności, skoro na co dzień musimy ją wyszukiwać na siłę i na siłę też cieszyć się czymkolwiek, żeby do reszty nie zwariować.

Tomasz Mazur nie życzy nam zwariowania. Ani samobójstwa. Ani depresji. Autor jest współczesnym stoikiem i do tej mało popularnej w dzisiejszych czasach postawy nawiąże w sposób po pierwsze prosty, po drugie błyskotliwy. Jego Tony wcale nie jest chodzącym nieszczęściem. Opowieści zebrane w podręczniku „Fiasko” to historia potrzeb, które wciąż są niespełniane. Mazur uważa, iż części z nich – a może nawet wszystkich – damy radę się pozbyć, jeżeli tylko chcemy. To nie jest bowiem książka o życiu, które jest do dupy, ale też żaden pean egzystencjalny. Między wolnością a determinizmem naszego życia kryje się wiele innych możliwości. Mazur stara się pokazać, że można je wykorzystywać, tylko potrzebna jest do tego świadomość. Taka, której nie uzyskamy, wmawiając sobie, że trzynaście punktów nieudanej egzystencji to właśnie książka o nas i naszych doznaniach.

„Fiasko” to studium stoickiego oglądu rzeczywistości, której daleko do stabilności. Żyjemy dłużej niż starożytni filozofowie, ale doświadczamy dużo więcej niż oni; w gruncie rzeczy opresyjność naszego świata nie pozwala nam zrozumieć tego, o czym przed wiekami pisali. Tomasz Mazur napisał książkę, która jest zbiorem hipotez. Niczego nie narzuca. Zmusza jedynie do zastanowienia się nad tym, że trudności życiowe mogą przestać istnieć, jeśli spojrzy się na nie z innej perspektywy. Nie zachwyciło mnie „Fiasko” i nie spowodowało rewolucji w moim chyba całkiem udanym życiu. Istotą tej książki jest prowokacyjność w słusznej sprawie. Życie ma tyle definicji, ilu ludzi może o swoim życiu opowiedzieć. Mazur stara się na życie spojrzeć jakby z boku, ze stoickim spokojem. Niemożliwe? Warto poczytać.

Wydawnictwo Carta Blanca, 2012

3 komentarze:

Karolina pisze...

Spotkałam się ostatnio z bardzo pozytywną recenzją tej książki. Ale sama - podobnie jak Ty - bardzo sceptycznie podchodzę do poradników wszelakich. I wątpię, żeby ta lektura przypadła mi do gustu.

Sylwia (nieperfekcyjnie.pl) pisze...

"Fiasko" właśnie leży na mojej półce i grzecznie czeka w kolejce. Czytałam już dwie książki z cyklu Pytajniki i dobrze je wspominam, więc mam nadzieję, że nie zawiodę się również przy "Fiasko".

Ulka pisze...

Bardzo udana recenzja.
Przeczytałam Fiasko. Podobało mi się. Zwłaszcza odczytane przeze mnie przesłanie, że jakiej byśmy egzystencji nie wiedli, musimy przestać winić za nią wszystkich wokół i wziąć odpowiedzialność za nią na siebie.