2015-03-23

"W rodzinie ojca mego" Marcin Wójcik

Wydawca: Czarne

Data wydania: 18 marca 2015

Liczba stron: 272

Oprawa: twarda lakierowana

Cena det.: 39,90 zł

Tytuł recenzji: Mroczne oblicze wspólnoty

To nie jest książka antykatolicka. Antyklerykałowie, ostudźcie zapał przed lekturą. Reportaż Marcina Wójcika prezentuje bardzo ciekawą perspektywę. Były pracownik "Gościa Niedzielnego" obnaża zainfekowane ksenofobią i różnego rodzaju frustracjami oblicze ekstremalnego polskiego katolicyzmu. Takiego, w którego centrum nie znajduje się Bóg, lecz wróg - wszechobecny, wciąż na nowo definiowany, porządkujący rzeczywistość i wymagający zwarcia szyków. Osoby zainfekowane ideologią Tadeusza Rydzyka jawią się w tej książce jako ludzie głęboko zaniepokojeni i mocno zagubieni. Wójcik w żaden sposób nie podejmuje się krytyki katolicyzmu jako takiego; spogląda na swych rozmówców czasami z czułością, czasem ze współczuciem. Opowiada o tych wszystkich, dla których zabrakło miejsca w nowej polskiej rzeczywistości. O tych, którym państwo niewiele zaoferowało i którzy postanowili zjednoczyć się wokół mediów kreujących nastrój histerii wywołanej atakami na państwowość. "W rodzinie ojca mego" to przejmujące świadectwo tysięcy ludzi, dla których zabrakło jakiejś alternatywy. Niosąc zbyt wielkie ciężary rzeczywistego świata, odkleili się od niego i postanowili wierzyć po swojemu. Bo katolicyzm wiernych ojca Rydzyka to światopogląd ekstremalny. Ociera się o fanatyzm, ale w gruncie rzeczy stanowi dowód na to, że w Polsce coraz mniej jest miejsca na prawdziwą dyskusję o kształcie realnych problemów. Coraz więcej za to punktów i miejsc, w których od tych problemów można uciec w mroczną mistykę, zawiść i uprzedzenia.

Marcin Wójcik nie poświęca dużo miejsca samemu Rydzykowi. Reportaż wydany trzynaście lat po emisji "Imperium ojca Rydzyka" stanowi dowód na to, że na środowisko z nim związane trzeba spojrzeć nieco inaczej. Dotrzeć do wiernych i szukać odpowiedzi na pytanie o to, co robią w tej kostycznej wspólnocie, której światopogląd kształtują media z tak dużym zasięgiem. Autor reportażu przygląda się uważnie narzędziom manipulacji Tadeusza Rydzyka. Poznajemy anatomię Radia Maryja, Telewizji Trwam, codzienność "Naszego Dziennika" czy Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej, której studentem - na potrzeby tego reportażu - staje się sam Wójcik. Media i instytucje pod nadzorem Tadeusza Rydzyka kreślą obraz pewnej ostoi ładu i porządku. Ma ona wyraźnie wyznaczone granice, których muszą się wszyscy trzymać. Te granice kształtuje skażona propagandą myśl filozoficzna, socjologiczna czy historyczna. Dochodzi do paradoksu wiary katolickiej, w której naczelnymi  uczuciami stają się zawiść i niechęć, a kształtowany porządek rzeczy opiera się na ciągłej gotowości do walki z wrogami, bo świat wiary bez agresorów dla wielu z tytułowej rodziny po prostu nie istnieje.

Pisząc o moherowych beretach, Wójcik nie podejmuje się kolejnej wtórnej próby ironizowania z tego pojęcia ani nie stara się nam ukazać na siłę zła drzemiącego w starszych paniach z charakterystycznym elementem stroju. Te panie wydają się bardzo życzliwe i tak naprawdę niezwykle zagubione. Wystawione gdzieś na margines życia przez różne trudne sytuacje i postawione przed faktem bycia niepotrzebnymi społeczeństwu. Znajdują miejsce w specyficznej wspólnocie, bo do niej zgłosić się mogą wszyscy ci, którym po prostu nie wyszło i nikt nie zastanowił się nad tym, dlaczego sobie nie poradzili. Tak jak była teatralna krawcowa, której spokój dało poczucie przynależności do grona przekonanego o niezwykłości katolickiego radia. To ona wypowiada wstrząsające słowa:  "Słuchając Radia Maryja, jest się na falach prawdy. Człowiek może się mylić, uważać, że coś jest dobre, ale w rzeczywistości to coś może być złe. Radio prostuje nasze myślenie". To ona daje sobie w świadomości "wyprostować" wszystko to, co do tej pory uwierało, sprawiało ból, było niemożliwe do ogarnięcia. I tak to działa, chciałoby się rzec po uważnym przeczytaniu reportażu "W rodzinie ojca mego". Stan fanatycznego zachwytu i konsolidowanej jedności w obliczu zagrożenia utrzymuje się dzięki prostym mechanizmom. Przede wszystkim przez to, że państwo zbyt wiele osób odstawia na boczny tor, nie zajmując się ich losami i nie proponując żadnych konstruktywnych rozwiązań, by żyć godnie i tym życiem cieszyć się bez negatywnych emocji.

Historie Wójcika wstrząsają dość mocno. Ten rodzaj polskiego katolicyzmu jest bardzo mroczny i brzmi dużo groźniej niż wszystko inne w tym kraju, co opiera się na poczuciu frustracji, wykluczenia i przekonaniu o konieczności brania odwetu za niesprawiedliwość. Wspomniane moherowe berety stają się źródłem dumy. Symbolem przynależności do czegoś, w co niewiele trzeba włożyć, a dość sporo się zyskuje. Mamy historię o katolikach wybaczających nie tym, co trzeba. O zacieraniu się granicy między dobrem a złem oraz o niebezpiecznym przewartościowaniu pojęć, po którym przychodzi moment na sankcjonowanie w sobie nienawiści. Obraz ponurego marszu "Obudź się Polsko" to wyraźnie sportretowane działanie nastawione na wywołanie fermentu, od którego - w każdej postaci - nie stronią członkowie rodziny ojca Rydzyka. Wójcik ukazuje bardzo wiele perspektyw połączonych wspólną potrzebą bycia w centrum wydarzeń istotnych i przełomowych. W spisanych przez niego opowieściach o polskim katolickim i patriotycznym domu dominuje nieznośne napięcie, bo przecież dom ten jest straumatyzowany na tyle, że nigdy tak naprawdę nie będzie pełnił funkcji prawdziwej ostoi porządku i spokoju.

Czym połączeni są portretowani przez autora rozmówcy? W najmniejszym chyba stopniu wiarą, choć wszyscy zaprzeczyliby tej tezie. Marcin Wójcik dociera do wielu bolesnych szczegółów, dzięki którym podejmowane decyzje w całej swej irracjonalności stają się dla nas czytelne i jesteśmy w stanie zrozumieć choć część tego wielkiego zacietrzewienia, z którego wyrasta siła walki o swoje. Swoje wyrażone symbolami i poprzez manipulacje. Katolicy Rydzyka cierpią i błądzą. Pozostali są w stanie tylko z tego szydzić. "W rodzinie ojca mego" to świetny dowód na to, w jak trudnej sytuacji znajdują się relacje Polaków o różnych poglądach. Jak mało w nas chęci do prawdziwego dialogu. Jak wiele antagonizmów i bezpiecznego tkwienia przy swoim. Tym sankcjonowanym dodatkowo przez religijne fetysze czy powtarzalne rytuały. Przez zjednoczenie w niezrozumieniu. Bolesne, przytłaczające, zmieniające perspektywy.

Reportaż nie stawia żadnej zasadniczej tezy. Taktownie prowadzi nas przez świat ludzi nieznających taktu. To materiały częściowo wcześniej opublikowane i historie najnowsze. Żywe świadectwa wykolejenia polskiej wiary oraz świadectwa sprytnych manipulacji. Najsmutniejsze wydaje się to, że ludzie poszukujący spokoju i akceptacji w tej specyficznej wspólnocie kontestującej ład społeczny, wciąż coraz dalej stoją na życiowym marginesie, umacniają w sobie stereotypy i wszelkie możliwe złe emocje. Wśród nich także strach, bo życie w strachu przed wrogiem jest życiem umożliwiającym poddanie się wpływom. Te wpływy i ich konsekwencje Marcin Wójcik portretuje z przejmującą rzetelnością oraz obiektywizmem. Lektura ważna i konieczna dla wierzących, ateistów i wszystkich tych, którzy nieudolnie szukają swego miejsca pośród pęknięć i bolesnych absurdów polskiej rzeczywistości XXI wieku.

Brak komentarzy: