2015-04-21

"Najpiękniejsza na niebie" Małgorzata Warda

Wydawca: Black Publishing

Data wydania: 8 kwietnia 2015

Liczba stron: 278

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Cena det.: 34,90 zł

Tytuł recenzji: Wieczny brak

Małgorzata Warda to pisarka, na której warsztacie winny się wzorować te autorki, które tak licznie zapełniają półki w księgarniach swoimi nazbyt lekkimi i co najmniej niedopracowanymi powieściami o trudnych sprawach z prostymi rozwiązaniami. O Wardę - jak widać - walczą wydawcy i tym razem Black Publishing ma przyjemność zaprezentować czytelnikom jej nową książkę. Wyraźnie wraca wątek trudnego macierzyństwa, który w poprzedniej powieści, "Mieście z lodu", portretowany był nieco inaczej, ale z równie silnym zaangażowaniem i wiarygodnością, bo autorka nie unika trudnych pytań i nie prostuje skomplikowanych losów matek oraz córek w swojej twórczości. "Najpiękniejsza na niebie" to historia odrzucenia, bolesnych braków, rozpaczliwych prób ich rekompensowania i opowieść o kobietach, którym życiowe pustki wywołane brakiem bliskości matek nie wypełni żadna, najsilniejsza nawet i najbardziej konstruktywna relacja w ich życiu.

Mamy tu wszystko to, do czego Małgorzata Warda zdążyła przyzwyczaić. Sprawnie rozgrywane dwie płaszczyzny czasowe, kluczowe znaczenia retrospekcji i symboliczne sceny, za którymi późniejsza narracja stawia kolejne znaki zapytania, niepokojąc i uniemożliwiając przewidzenie dalszych losów pokrzywdzonych przez los postaci. Powraca motyw lodu z poprzedniej książki oraz relacje matki i córki oparte na toksycznej zależności. Tyle tylko, że w "Najpiękniejszej na niebie" dwie główne bohaterki są od matek oddalone. Każda została odsunięta w innym czasie i innych okolicznościach, ale połączy je coś, co w gruncie rzeczy dzieli, na początku wzbudzając nieufność oraz ambiwalentne uczucia.

Rzecz rozgrywa się zbyt dynamicznie. Od samego początku kalejdoskopowość zdarzeń podważa nieco potencjał tej opowieści. Wkraczamy w dramat zbyt szybko, nieprzygotowani, zawstydzeni problemem, niespokojnie nieoswojeni z sytuacją. Małgorzata Warda tym razem narzuca trochę niewłaściwe tempo, choć przecież cały czas każe zwalniać przy poznawaniu tajemnic z przeszłości. W gruncie rzeczy można by z tego tematu skroić naprawdę epicką narrację, ale zakładam, że dynamika zdarzeń ma przede wszystkim przykuwać do lektury. Książka ma tę hipnotyzującą moc, bo dotyka kilku problemów jednocześnie, komplikując wszystko już na samym początku, gdzie w jednej z bohaterek ciekawość, współczucie i czułość walczą z niezdecydowaniem, niepewnością i dużą dozą podejrzliwości.

To, co dotychczas spotkało młodą dziennikarkę Polę, to bagaż zbyt trudnych do uniesienia doświadczeń, po których bohaterka chce za wszelką cenę oswoić samą siebie w samotności, tak jak oswaja dzikiego psa, któremu pozwala naruszać ład i spokój domostwa, dokąd uciekła przed problemami. Pola brała udział w okrucieństwach wojny syryjskiej i po powrocie do Polski rozpaczliwie szukała antidotum na traumę, z którą trudno było jej dalej iść przez życie. Tymczasem nie pobyt na Bliskim Wschodzie stał się krańcowym z jej doświadczeń życiowych. Pola kryje w sobie żal do rodziny. Oddalona od niej, usiłuje odciąć się także od mrocznych i dwuznacznych wspomnień z dzieciństwa. Właściwie nie wie, co ją określa, i kim tak naprawdę jest w momencie, kiedy staje przed nią starsza o kilka lat Sylwia ze swoją córką Mają i błaga o pomoc w sprawie, która wywołuje wewnętrzny opór Poli.

Sylwia jest przekonana, że miała siostrę bliźniaczkę. O tym, że miała także biologiczną matkę, stara się nie myśleć, bo to zbyt bolesne. Boli jednak przede wszystkim poczucie braku. Sylwia - porzucona w wieku trzech lat - całe swoje życie udowadniała, że jest silna, komuś potrzebna, uczynna i żyjąca tak, by spełniać oczekiwania. To ślad nieobecności matki, której historia rysuje się co najmniej mgliście, ale fakty są takie, że porzuciła córkę. A prawdopodobnie nawet dwie. Istnienie tej drugiej neguje Pola. Podejmuje się pomóc walczącej ze śmiertelną chorobą Sylwii, ale nie jest pewna, czy robi dobrze, mając świadomość, iż była przez nią śledzona w trakcie, gdy aktywnie pracowała jako dziennikarka.

Narracja toczy się wielotorowo. Charakterystyczne momenty w życiu przede wszystkim Sylwii nabierają znamion drogowskazów. Czytelne jest to, że oto umierająca młoda matka nie chce porzucić własnej córki i dąży do tego, by postawić się śmierci. Mała Maja rozumie niewiele, ale w jej obecności, także w nowej roli opiekunki, zamknięta w sobie Pola zdaje się odkrywać coraz więcej. Tyle że nie o samej sobie. Dwie kobiety połączy specyficzna zależność, a śledzenie ich losów będzie szło w parze z rozmyślaniami o tym, jak łatwo porządkować sobie świat doznań za pomocą stereotypowego myślenia i wypierania niewygodnych faktów.

A niewygodna w swej wymowie jest w zasadzie cała "Najpiękniejsza na niebie". To dość gorzka książka o bolesnych ranach, których nie zadaje ktoś obecny, lecz ten, co wykazuje obojętność. Warda opowiada o idealizowaniu i wpatrywaniu się we własny wizerunek osoby, którą uchwyciło się  w pamięci tylko w ten wygodny sposób pozwalający znieść i okrucieństwo, i obojętność, i lekceważenie przede wszystkim. Pisarka porusza temat porzuconych dzieci oraz tych wszystkich matek, które z jakichś powodów postanawiają się wyprzeć swego potomstwa. Momentami publicystyczny ton książki wyraźnie nawiązuje do faktów z codziennego życia i ta fikcja budowana jest cały czas z prawdziwych emocji, prawdziwego bólu i nieopisanego uczucia pustki, która pozostaje po bliskiej osobie odtrącającej z nieznanych przyczyn.

"Najpiękniejsza na niebie" opowiada o dorosłych ludziach, którzy zmuszeni są do tego, by wrosnąć w cały ten świat odrzuconych i pokrzywdzonych, którzy muszą dopasować się do życia, a swoje troski kryć głęboko w sobie. Pojawiają się ważne wątki poboczne związane z biografiami Sylwii i Poli, one bardzo czytelnie obrazują stan niemocy wyjścia poza uprzedzenia, lęki i częste frustracje. Jest to więc książka o tym, jak musimy radzić sobie z tym, czego nam na różnym etapie życia brakuje i o konsekwencjach bycia dzielnym, o tej dzielności czasem wbrew sobie. Porzucone dziecko może przez całe życie tkwić w więzieniu własnych lęków. Warda stara się swoje bohaterki z tego więzienia wyprowadzić. Nie gwarantuje ani słodkiego zakończenia, ani uproszczeń na rzecz czytelniejszej fabuły, ani przede wszystkim komfortu psychicznego po zamknięciu książki, bo sprawy z niej dotyczą każdego z nas bez względu na to, jak ułożył sobie relacje z bliskimi.

Brak komentarzy: