2015-06-10

"Znalezione nie kradzione" Stephen King

Wydawca: Albatros A. Kuryłowicz

Data wydania: 10 czerwca 2015

Liczba stron: 480

Tłumacz: Rafał Lisowski

Oprawa: miękka

Cena det.: 38,50 zł

Tytuł recenzji: Czytelnicy i szaleństwo

Rok bez nowej książki Kinga to rok stracony - tak to właśnie jest od pewnego czasu i wielu wielbicieli jego twórczości drży z niepokoju, że w takim tempie pisania może się przytrafić jakaś słabsza powieść. Obawy można śmiało odrzucić, bo tym razem otrzymujemy, po pierwsze, świetną kontynuację "Pana Mercedesa", którą bez żadnych problemów czytać mogą nieznający tej powieści. Po drugie - a to nieczęsto się zdarza - kontynuacja ta jest o niebo lepsza niż poprzednia książka. Nie chodzi tylko o to, że sprawnie rozwija wiele wątków i sygnalizuje dużo więcej ciekawych problemów niż "Pan Mercedes". Największym walorem "Znalezionego nie kradzionego" jest autoironiczna perspektywa patrzenia na literaturę, tworzoną przez nią iluzję i na pułapki, w jakie wpadają czytelnicy przedkładający fikcję nad rzeczywistość. Jak właściwie odczytywać książki? Kto i czy w ogóle ma ku temu właściwe kompetencje? Jaka jest rola pisarza w tym, co tworzy, i w jakim stopniu może brać odpowiedzialność za to, jak zostanie odczytany?

King napisał o dwóch takich, którzy nie chcą dać się złapać - jednym z nich jest szlachetny altruista, drugim zgorzkniały morderca i psychopata, który nie ustępuje Brady'emu Hartsfieldowi prującemu po ludziach swoim potężnym wozem. Wymowa tej powieści dla polskiego czytelnika znającego przypadek rozjechania pieszych na deptaku w Sopocie stanie się jeszcze bardziej wyrazista i poruszająca. Oto bowiem mamy opowieść o dwóch różnych czytelnikach, którzy zachłystują się przygodami takiego bohatera literackiego na całe życie. Przez pewien czas jego los staje się czymś realnym, namacalnym. Najważniejszą zaś postacią w książce będzie trup z pierwszych stron - ekscentryczny autor, który dał temu bohaterowi nowe życie.

Morris Bellamy zawsze miał trudne życie. Ośmieszany przez innych, coraz bardziej izolował się od ludzi. Trudne relacje z matką, która wpędzała w kompleksy, dodatkowo buntowniczo usposobiły go do życia, a fascynacja powieściami Johna Rothsteina stała się obsesją, dla której był gotowy zabić. Morris to przykład outsidera zapatrzonego w fikcję literacką i niepogodzonego z nią na tyle, że pewnego dnia postanawia samodzielnie wymierzyć sprawiedliwość pisarzowi, który uczynił z jego buntowniczego bohatera człowieka idealnie wpasowanego w system, jaki wcześniej kontestował. Bellamy działa impulsywnie i szaleńczo, ale niewątpliwie jest zdeterminowany. Kradnie Rothsteinowi ponad 150 notesów, które są dowodem jego pisarskiej aktywności po tym, jak pisarz na 18 lat usunął się z życia literackiego i publicznego. Zbrodnia nie będzie dla Morrisa problemem. Staną się nim łupy, nie tylko bezcenne zapiski, ale także sporo gotówki.

Peter Saubers również ma trudne życie. Jego ojciec został potrącony przez szaleńca w mercedesie, na skutek czego doznał trwałego uszczerbku na zdrowiu, a kiepska sytuacja finansowa rodziny Petera dodatkowo się skomplikowała. Chłopak ma plany i marzenia, ale ponad wszystko ceni sobie ciepło rodzinne. Okazuje się, że może uratować finansowo rodziców, gdy któregoś dnia natrafi na tajemniczy kufer z łupami Morrisa, siedzącego akurat w więzieniu nie z powodu napaści i morderstwa znanego pisarza, ale dlatego, że po pijanemu często traci nad sobą kontrolę.

Niemożliwe wydaje się spotkanie obu bohaterów, ale King w tej powieści co chwilę udowadnia, że niemożliwe staje się faktem. Świetnie się czyta "Znalezione nie kradzione", albowiem wszelkie przewidywania pojawiające się w trakcie lektury okazują się błędnymi domysłami. Jakiekolwiek próby przewidzenia dramatycznych wydarzeń stają się chybione. Niby doskonale rozumiemy motywacje bohaterów, ale tak naprawdę jesteśmy przez nich wciąż zaskakiwani. I to nie brutalny morderca gra tutaj pierwsze skrzypce. Szybko okazuje się, że niepozorny Peter to spiritus movens tej powieści. Historii o literackich fascynacjach i o subiektywnym odbiorze literatury, której przesłanie zawsze można interpretować po swojemu.

Teraz akapit, który śmiało mogą pominąć ci, co nie czytali "Pana Mercedesa". King powraca do dramatycznych wydarzeń spod City Centre, pokazując je z innej perspektywy. To niejedyne fabularne nawiązanie do tamtej książki. Przede wszystkim widzimy, jak radzą sobie jej bohaterowie. Radzą naprawdę świetnie. Detektyw Hodges wciąż jest aktywny i w dużo lepszej formie. Widząc, jak sprytnie rozpracowuje pewnego malwersanta, nie musimy się obawiać, że zaniedba kolejną intrygę, do jakiej zostanie włączony przez siostrę Petera Saubersa. Także Holly Gibney wychodzi na prostą. Wraz z Jerome i Hodgesem ponownie stworzą zespół, który pomoże rozwiązać zagadkę kryminalną, tym razem mocno zakropioną krwią i okrucieństwem wraz z tajemniczym widmem wciąż żyjącego Hartsfielda sugerującego być może następne kontynuacje w konwencji zbliżonej do wcześniejszych opowieści o zjawiskach nadprzyrodzonych.

Tak czy owak King króluje. Tym razem jako autor przystawiający sobie i znanym pisarzom krzywe zwierciadło, w którym kształty nabierają innego rozmiaru, a idee stają się zmanipulowane. To przecież opowieść o pisarskiej sławie, warsztacie pracy i percepcji czytelniczej, która może wpędzić w obłęd. Zabity na początku Rothstein jest w zasadzie najważniejszym, nieobecnym już bohaterem. Pisarzem uznawanym za genialnego, izolującym się od ludzi i zarzucającym Morrisowi czytelnicze dyletanctwo. Być może ten zarzut spowoduje, że książkę rozpoczyna opis mózgu geniusza na ścianie, ale rozważania o istocie pisarstwa obecne są przez cały czas. Kostyczna matka Morrisa wypowiada znamienne słowa: "Dobry pisarz nie prowadzi swoich bohaterów, ale idzie za nimi. Dobry pisarz nie tworzy wydarzeń, ale obserwuje ich przebieg, a potem opisuje, co zobaczył. Dobry pisarz rozumie, że jest sekretarzem, a nie Bogiem". Czy Stephen King w "Znalezionym nie kradzionym" spełnia warunki bycia dobrym pisarzem? Ta wielowątkowa intryga będzie nie tylko źródłem świetnej rozrywki, ale z pewnością zmusi do rozmyślań nad tym, jak wielka i nieopisana jest sfera obecności literatury w umysłach czytelników. Także tych psychopatycznych.

3 komentarze:

Dominek pisze...

Ha, książkę nabyłem w księgarni na dworcu, coby umiliła mi trzygodzinne czekanie na autobus - ów czas zleciał w tempie astronomicznym,opowieść ta bowiem wciąga jak mało która. Czytałem sporo książek Kinga, tych "fajnych" i tych "mniej fajnych", ale ta jest chyba najlepsza.

SpokoWap pisze...

Lepsza od Pana Mercedesa, z tym się zgodzę, ale czy faktycznie dobra? Na to odpowiedzieć jest już trudniej ;) Są fani pisarza, którzy twierdzą, że to jego najgorsza powieść. Z tym się chyba nie zgodzę, ale faktycznie znacznie bliżej jej do tych gorszych dokonań Króla. W każdym razie, ciekawa recenzja :)

Unknown pisze...

Ja podobnie jak Capitano, kupiłam "Znalezione nie kradzione" w Matrasie na dworcu, z tymże kolejowym ;) To była bardzo dobra decyzja, według mnie książka kapitalna i nie przejmują mnie negatywne opinie fanatyków literatury Kinga. Każdy ma wyrobiony swój gust czytelniczy i każdy może wyrażać swoje opinie. Ja polecam tę nową książkę bez dwóch zdań.