2016-04-13

"We mgle" Linn Ullmann

Wydawca: W.A.B.

Data wydania: 2 marca 2016

Liczba stron: 416

Tłumacz: Iwona Zimnicka

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Cena det.: 39,99 zł

Tytuł recenzji: Skrywane sekrety

Henrik Ibsen przeczytałby Linn Ullmann z ciekawością. Skandynawska – bo niekoniecznie norweska – tendencja do niejednoznacznego ukazywania pęknięć w ludzkich relacjach dostrzegalna jest doskonale w powieści, w której symbolika mgły dominuje zdecydowanie niepotrzebnie. To jedna z tych książek, które czyta się gdzieś poza nimi. Ullmann buduje rodzinną psychodramę, przygotowując nas stopniowo do wybuchów złości, skrywanych emocji, do dramatycznych rozmów o istocie bliskości i do opowieści o tym, że nigdy nie możemy być pewni siebie w relacjach z bliskimi osobami, bo nawet one mogą zmienić kształt, zdeformować się, brutalnie uderzyć w nas samych. „We mgle” to świetna norweska obyczajówka z niepotrzebnym nieco trupem, który dość mocno absorbuje uwagę, ale być może ta jedna nieobecna, nieżywa osoba nadaje specyficzny klimat opowieści, bo zagadka pozostaje nią bardzo długo, a piekło istnienia obok siebie wciąż oddalających się osób spotęgowane zostaje niepokojem o to, co wydarzyło się przed dwoma laty, kiedy zaginęła dziewiętnastolatka, której zakopane ciało odnaleziono przypadkiem.

Linn Ulmann portretuje małżeństwo stwarzające pozory, a jego fasadowość podkreśla fakt, iż małżonkowie – niegdyś szepczący sobie przed snem opowieści o życiu prawdziwym i wyobrażonym – oddzielają się osobnymi sypialniami oraz światami, w których żyją w bezpiecznym oddaleniu od tego drugiego. Jon jest pisarzem, usiłuje stworzyć trzeci tom dzieła, za poprzednie dwa został uhonorowany licznymi nagrodami i każdy oczekuje teraz spektakularnego domknięcia tez z poprzednich książek. Siri żyje dużo bardziej aktywnie. Musi tak żyć, bo Jon nie zarabia na rodzinę, boryka się z wieczną niemocą twórczą, dodatkowo uatrakcyjniając swe życie romansami. To od Siri dużo zależy. Wypracowała sobie przez lata pewną wewnętrzną siłę. Zarządza innymi wbrew ich woli. Porządkuje życie tym, którzy tego porządkowania nie oczekują ani nie chcą. Jon i Siri to od lat samotne wyspy. W ich dramatycznym archipelagu tkwią jeszcze córki – coraz bardziej buntownicza Alma i zamknięta w sobie Liv.

„We mgle” opowiada o tym, co czyni obecność kogoś obcego w domu. Zaczyna być przesycona podejrzeniami, niepewnością, skrywaną złością i różnymi formami przemocy psychicznej. Kogoś, kto nie wyczuwa niestosowności pobytu tam, gdzie z różnych powodów ta obecność może wywoływać napięcia. Kogoś prostodusznego, kto stara się przede wszystkim wykonywać swoje zadania i spoglądać na świat wokół, nie widząc jego skomplikowania. Mille wkracza do domu Jona i Siri, by opiekować się dziewczynkami. Znika pewnego ważnego wieczoru. Wówczas Jenny, matka Siri, zmuszona jest przez córkę, by uczestniczyć w przygotowanym dla niej przyjęciu urodzinowym. Staruszka buntuje się wobec całej sytuacji. Okazuje córce oschłość – tę samą, którą raczyła ją przez lata, sugerując odpowiedzialność za śmierć młodszego brata. Siri bowiem nigdy tak naprawdę nie miała matki. Nigdy jej nie odzyskała po tym, co się stało z Syverem. Siedemdziesiąte piąte urodziny Jenny to czas, w którym kumulowane złe emocje ujawniają się wyjątkowo czytelnie. To także czas, kiedy znika Mille. Odnaleziona po dwóch latach martwa. Co takiego się wydarzyło i jaką odpowiedzialność za śmierć nastolatki biorą na siebie Siri i Jon?

Linn Ulmann opowiada o życiu pośród kłamstw i niedomówień. O obcości mającej katastrofalne skutki, bo niszczącej wszystko wokół. O tym, że rozpaczliwie pragniemy szczerości właśnie wtedy, gdy dodatkowo komplikujemy relacje z bliskimi, mnożąc – z różnych powodów – kolejne niedopowiedzenia. To także powieść o mentalnych rozstaniach matek i córek w dwóch pokoleniach. O odrzuceniu oraz osamotnieniu tych ostatnich. O daleko idących konsekwencjach matczynych zaniedbań, o niedoborze miłości, słuchania i rozumienia. „We mgle” jest książką, w której zderzają się ze sobą różne postawy życiowe i różne roszczenia. To narracja o tym, w jakim kierunku możemy się zmieniać i co jest za te zmiany odpowiedzialne. Ulmann zaprasza nas do domu, gdzie złowrogie jest milczenie. Tam, gdzie słowa ranią wyjątkowo, ale także tam, gdzie unikanie tych słów wywołuje poczucie pustki. Każdy jest osobny, odrębny w swoim świecie. Jon portretowany jest z tym czytelnym feministycznym sznytem – mężczyzna mogący być kimś zbędnym, wieloznaczny pasożyt, sprawca krzywd i cierpienia, ale jednocześnie ukochany ojciec Almy. Tylko z nim przepełniona gniewem dziewczynka jest w stanie znaleźć przestrzeń porozumienia. Pozostali członkowie rodziny czynią względem siebie uniki. Swoje uczucia skrywają we mgle. Widzą się, ale tak naprawdę nie dostrzegają. Bliskość budują z osobami spoza rodziny – Jenny udaje się ją uzyskać na lata, Jon jedynie rozpaczliwie błądzi pośród doznań kolejnych miłosnych przygód. Sprowadzających go wciąż do roli męża tkwiącego biernie przy swojej żonie.

Ulmann opowiada o tym, że kiedy wyjątkowo zmęczymy się sobą, możemy okopać się na tyle silnie, że wyjście poza określoną pozę będzie czymś niemożliwym. Czy jest to jednak książka tylko o rozpadzie małżeństwa i o dziedziczonym w kolejnym pokoleniu poczuciu odrzucenia i niezrozumienia? Jak wspomniałem, powieść ta odczytywana jest także w sferze niedopowiedzeń. Opisywane sytuacje, rozmowy, pokazane gesty czy oblicza ludzkiej bezradności – wszystko to wywołuje pytania o przyczyny i o kontekst. Linn Ullmann sporo zaciera, stwarzając jednocześnie bardzo czytelnych bohaterów. Tytułowa mgła otula Mille i tajemnicę jej zniknięcia. Jedną z tajemnic książki jest również to, dlaczego mimo złości i niezgody na siebie w takich, a nie innych postaciach Jon i Siri są razem. To nie tylko toksyczna bliskość. Ullmann udowadnia, że przestrzeń ludzkich relacji jest nie tyle nie do opisania, ile przede wszystkim nie do ogarnięcia – dramaty rozgrywają się w wielu przestrzeniach i kontekstach. Zadaniem czytelnika jest wydobycie kształtów z mgły i nadanie im znaczenia. Mglistość tej narracji każe zadać sobie pytanie, które nurtuje Jona – kiedy historia naprawdę się zaczyna, a kiedy ma swój rzeczywisty koniec?

Brak komentarzy: