2017-01-20

„Hotel Angleterre” Marie Bennett

Wydawca: Marginesy

Data wydania: 11 stycznia 2017

Liczba stron: 608

Przekład: Dominika Górecka

Oprawa: twarda

Cena det.: 49,90 zł

Tytuł recenzji: Namiętności i słabości

Pokaźnych rozmiarów powieść Marie Bennett nie jest, niestety, wolna od męczących dłużyzn. Wątek romansowy jest dość pretensjonalny, grzeszy naiwnością i oczywistością rozwiązań fabularnych. Nie jest zatem „Hotel Angleterre” pasjonującą opowieścią o zakazanej namiętności. Siła tej książki tkwi w czymś zupełnie innym. Nie bawiąc się w popularne i czasami irytujące symultaniczne narracje, szwedzka pisarka przedstawia losy dwójki ludzi połączonych świeżym węzłem małżeńskim, którego przyszłość wisi na włosku z powodu powołania do wojska mężczyzny i homoseksualnego romansu jego żony. Najpierw przyglądamy się bolesnej rzeczywistości stacjonowania gdzieś na mroźnej północy. Bycie tam żołnierzem odarte jest z godności i jakiegokolwiek sensu. Szwedzcy poborowi stają się pionkami poddawanymi manipulacjom sadystycznego szefa zafascynowanego ideologią nazistowską. Tymczasem na południu niedawno poślubiona kobieta ulega wpływom drugiej kobiety – majętnej, fascynującej, tajemniczej. Georg przeżywa upokorzenia, trwa w głodzie, zmęczeniu i wyziębieniu. Kerstin korzysta z rozkoszy zakazanego związku. Odkrywa potrzeby, jakich nie była w stanie określić u boku mężczyzny. Oboje to postacie uległe, tacy antybohaterowie. On nie ma w sobie niczego, co dawałoby żonie poczucie dumy. Ona skrywa przed nim namiętność, podporządkowując się partnerce. Oboje żyją w strachu i zachowawczości. Skoncentrowani tylko na swoich potrzebach, deficytach, spoglądający tylko wokół siebie. I to jest u Bennett najbardziej fascynujące, że proponuje nam postacie naznaczone tymi wszystkimi cechami. O takich bohaterach nie chce się czytać, bo uosabiają słabości, przypominają o tych naszych. A jednak Kerstin i Georg zapiszą się w naszej pamięci ze swoimi słabościami.

Oboje dodatkowo zestawieni zostali z kimś, kto wykazuje się hartem ducha, jest idealistą, potrafi zapomnieć o własnych potrzebach i zaryzykować nawet życie dla godności albo własnych przekonań. Dlatego tych dwoje to bohaterowie bierni. Słabi, czasem roszczeniowi, ale jednocześnie postawieni w sytuacji, która odbiera im godność. Mocno doświadczeni i skonfrontowani z tym, jak okrutny jest świat. Nie obdarzymy ich wielką sympatią, ale są prawdziwymi ludźmi. Bennett rozprawia bowiem o prozaicznych formach dopasowania się do wojennej rzeczywistości w neutralnym kraju, który wciąż widzi za plecami wroga, wciąż czuje jego oddech i stale przygotowuje się na atak. To wszystko dotknie młode małżeństwo z Malmö. Najpierw każdego z nich z osobna, potem razem – gdy będą musieli mierzyć się z demonami przeszłości samotnie.

To, co rozgrywa się na naszych oczach, jest zdumiewające i wyjątkowo dobrze pokazuje bezsens wszelkiej wojny. Losy Georga wplecione są w narrację o nadużyciach w szwedzkiej armii. Tej armii, która nigdy nie jest gotowa na żaden atak wroga, choć zewsząd go wyczekuje. Neutralność Szwecji podczas drugiej wojny światowej nie jest bynajmniej powodem, dla którego żyje się w kraju inaczej, w oderwaniu od ciągłych niepokojów i przemocy. Oddział żołnierzy wysłany na północ kraju obrazuje stan, w jakim Szwedzi są gotowi do ataku wroga. Georg i jego kompani muszą stać się żołnierzami z dnia na dzień. Bez wcześniejszego fachowego przygotowania, bez jakiegokolwiek ekwipunku, bez szans na godne przetrwanie silnych mrozów, podczas których mają spać pod namiotami. Nic nie jest takie, jak być powinno w tym quasi-oddziale wojskowym przy granicy z Finlandią. Jest za to groteskowa karność, absurdalne zadania do wykonania, są przemoc i łzy zamarzające na mrozie, nie ma za to żadnej rzeczywistej gotowości bojowej. Bunt przychodzi nagle, ale jest czymś oczekiwanym. Dowódca oddziału chce pokazać swoją wyższość. Poniża i głodzi, szantażuje. Ci, którzy zdecydują się na przeciwstawienie psychopacie, poniosą za to dużo większą karę niż odmrożenia czy zapalenia płuc.

Georg jest w tym wszystkim bierny i bezwolny. Do pewnego momentu. Kiedy jest świadkiem absurdalnej i bolesnej kary dla kolegi, wypróżnia się w spodnie ze strachu. Potem jednak zawalczy o swoją godność. Dojdzie do szeregu absurdalnych zbiegów okoliczności, które spowodują, że bohater przestanie być żołnierzem (którym nigdy nie był), będzie za to naznaczony stygmatem na bardzo długo. Pozbawiony wolności i upodlony. Potem wciąż na nowo to przeżywający. Bo w sumieniu Georga tkwi jeszcze jedna bolesna rana, do której ktoś dosypie soli, zamiast leczyć ją po latach.

Tymczasem Kerstin stara się prowadzić normalne życie. Etatowa praca, o którą drży. Mieszkanie z rodzicami, bo samej nie wypada i nie ma na to środków. Malmö wokół niej zmienia się z miasta w twierdzę. Alarmy przeciwlotnicze, zaciemnianie okien. Reglamentowane produkty, plaża otoczona zasiekami, bunkry. W takim świecie kobieta z mężem na froncie nie może niczego oczekiwać. Jest kobietą niepełną, jej tożsamość i status wyznacza walczący mąż. Będzie tym, kim i on się stanie. Także jeśli zginie na tej wojnie. A Kerstin chce powalczyć o własne potrzeby i uczucia. Płomienny romans z Violą wyzwoli w niej skrywane emocje, ale pozwoli także skonfrontować się z tą sferą kobiecości, która nigdy nie doszłaby do głosu przy Georgu. Jak wspomniałem, opowieść o zakazanym romansie nie jest najmocniejszą stroną tej powieści. Dość sporo przewidujemy, ale i emocje Kerstin wydają się nad wyraz oczywiste, chwilami boleśnie banalne. Może jednak bohaterka jest kimś tak banalnym, że interesują ją tylko perspektywa codzienności i zaspokojenie pragnień? A może wreszcie naprawdę się zakocha? Dużo bardziej istotny jest ten fatalizm Kerstin, która zapada się w sobie podobnie jak jej mąż na dalekiej północy. Toksyczny romans będzie musiał się skończyć. Jaką informację zwrotną o samej sobie odczyta po tym wszystkim bohaterka książki?

Marie Bennett opowiada o tym, jak trudno jest budować przestrzeń porozumienia pośród tajemnic i kłamstw. Jak niebezpieczna może być przyszłość zawsze wtedy, kiedy uświadamia nam, że nie jest rozliczona. „Hotel Angleterre” to poruszająca wyobraźnię książka antywojenna i dyskretnie sugerująca kilka oczywistych tez opowieść o miłości i niespełnieniu. Bennett stara się ukazać walory swojej powieści w taki sposób, że można z tej książki wybrać to, co stanowi o jej prawdziwej wartości. Autorka nie może się zdecydować, która narracja – pierwszoosobowa czy trzecioosobowa – lepiej przemówi do czytelnika. To także walka o uwagę między dwiema historiami, dwoma zupełnie różnymi dramatami. Płaszczyzna porozumienia, do którego szwedzka pisarka nas prowadzi, każe zastanowić się nad tym, na ile lojalne i uczciwe może być nasze życie z drugim człowiekiem, który doświadczył czegoś bardzo istotnego poza naszymi ramionami i wpływem. Bennett opowiedziała o życiowej bierności oraz uległości. O ludziach będących marionetkami w rękach losu i o tym, w jaki sposób neutralna Szwecja zmagała się z wewnętrznymi demonami – armii czy społeczeństwa. Warta uwagi rzecz ukazująca wojnę jako sumę wszelkich możliwych absurdów, lęków, upokorzeń i ludzkich instynktów. Sugestywna książka proponująca kilka odczytań.

Brak komentarzy: